O tak! w spóźnianiu się to ja powinnam pierwsze podium nieustająco zajmować i codziennie nowy tort dostawać, miałabym ich pokaźną kolekcję, tyłek by mój przerósł niejedną futrynę, a mistrzostwo świata trzymałabym bezustannie o ile nie dozgonnie ;))
Ale, skoro naobiecywałam, że pokończę to co zaczęłam, te
41 RZECZY NIEDOKOŃCZONYCH
to kończę, musiałam nieco przeorganizować sobie życie, inaczej nigdy bym nie dała rady, nieraz trochę egoizmu wobec tego co niekonieczne, a co za tym idzie - mniej kasy w kieszeni - jednak - dobrze robi, bo satysfakcja, z robienia czegoś innego, uczenia się czegoś nowego i kończenia rzeczy zaczętych jest cenniejsze , milsze dla duszy i samego samopoczucia, że jednak się da.
Ciągłe kombinowanie i wymyślanie powodów dla których "się nie da" jest mocno dołujące.
A jako, że ja z tych co zawsze za dużo tych srok za ogon chcą trzymać, to sama sobie powiedziałam stop, wszak jak stoi w tym powiedzeniu
"jeśli robisz coś tak samo przez dłuższy czas, to znak, że nie idziesz do przodu"...
Coś w tym jest, co prawda moje "nowe" trwa tak na 100% od zaledwie tygodnia, ale jest, zostało zaakceptowane przez otoczenie i tylko moja w tym głowa by czegoś teraz nie zawalić i utrzymać samą siebie w ryzach, nie dać się wrobić w coś czemu znowu nie podołam, albo znowu z czymś się spóźnię.
Wszystkich nie uszczęśliwię, a jak czegoś nie zrobię jak powinnam to zwyczajnie stracę do siebie szacunek.
a oto pierwszy z zakończonych :
SZALIK
tak tak, wiosna za pasem ptaki drą się za oknem, trawa rośnie, kwiaty wyłażą mi z ziemi
a o !
ja szalik skończyłam, żaden to powód do dumy, jedynie taki, że wreszcie skończyłam, cieszy , a najbardziej Julkę ;))
Kolejna rzecz to obrazek, z misiem, tak tak, dziecię, dla którego powstał, kończy już kolejny roczek, a ja...
no cóż, szkoda słów... ale wreszcie jest już we właściwych małych rączkach ;))
Jest jeszcze jedna rzecz, ale musi najpierw dolecieć do właścicielki
to wtedy wam pokażę :)
Wreszcie też doczekałam się na przesyłkę z DKMS, już odesłana - z moim genotypem, czyli mam szansę może kiedyś, jak Bóg da, zostać dawcą szpiku, może... i oby.
I Was zachęcam do wpisania się do bazy dawców, to tylko chwila na wypełnienie ankiety w internecie i wysłanie potem przesyłki do nich, bo tak naprawdę każdy może pomóc, a im więcej dawców w bazie tym większe szanse na znalezienie tego właściwego ;)
Na koniec coś smakowitego dla łasuchów na diecie bezglutenowej, na której, jak wiecie jesteśmy ze Ślubnym z wyboru,
ciastko bez żadnej mąki, mało słodkie , ale to już moja modyfikacja pierwotnego przepisu, a i tak jest przepyszne. Piekłam na ostatki, teraz dopiero pojawi się we Wielkanoc.
Przepis znajdziecie TU
moja modyfikacja - to zmniejszenie o ponad połowę ilości cukru.
Oczywiście pozostała rodzina - czyli dzieci - doczekały się po ponad dwóch latach, pokaźniej porcji faworków, to jednak dziwne uczucie napiec ich całą górę i nie jeść ;)) / zjadłam jednego bez puderku/
Zdecydowanie jednak ta waga, która ciągle spada w dół daje mocną motywację, by sobie nie upudrować pyska ich zniewalającym smakiem ;))))
To już Was nie torturuję słodkościami i pędzę do kolejnych niedokończonych spraw.
Moc pozdrowień, podziękowań za pamięć i komentarze :)
♥