Obiecałam dawno, wiem, zatem spieszę z przepisem, sprawdzonym, dobrym, wręcz idealnym.
Odkąd ją robię, a będzie że od jakiegoś 2012? roku, raz jeden użyłam chyba kaprawych drożdży i mi nie wyrosła, wiec pognałam do sklepu, kupiłam i zamieszałam nowe, wyrobiłam ciasto jeszcze raz, urosła, ale wyszła dziwna, trochę taki gęsty pagajec,
a nie puchata chałeczka.
I co ciekawe
osoba dla której ją upiekłam oświadczyła że ta jest fantastyczna w smaku i idealna ...
hmmm...
byłam zdumiona, także co człowiek to gust i smak, zatem nie czepiam się :)
a oto przepis, który dostałam od Marysi
CHAŁKA
550 g mąki pszennej lub orkiszowej
40 g drożdży
40 g drożdży
125 ml mleka
2-3 łyżki wody
1 jajo
1 żółtko
szczypta soli
100 g masła
3 łyżki cukru lub miodu - z miodem będzie mniej słodka
1 łyżka oleju lub oliwy / mój patent na przedłużenie trwałości ciasta drożdżowego
Drożdże rozmieszać w mleku / temp max 40 st./ oraz łyżką cukru, jak wyrosną , przelać do misy
miksera i dodać pozostałe składniki.
Wyrabiać ok. 5 minut.
Pozostawić do wyrośnięcia.
To jest proporcja na 2 chałki mieszczące się w formie typu keksówka.
Ciasto podzielić na dwie części a każdą z dwóch części na 3. Zrobić 3 równe wałki i zapleść
warkocz, umieścić w blasze wysmarowanej masłem i wysypanej mąką. Pozostawić do wyrośnięcia,
przed pieczeniem posmarować białkiem i posypać kruszonką.
Piec w temp 180st do jasno- brązowego koloru lub suchego patyczka.
proste , prawda?
ps. można każdy wałeczek obtoczyć w cynamonie z cukrem i będzie chałka cynamonowa,
spróbujcie, kozacka jest :)
1 łyżka oleju lub oliwy / mój patent na przedłużenie trwałości ciasta drożdżowego
Drożdże rozmieszać w mleku / temp max 40 st./ oraz łyżką cukru, jak wyrosną , przelać do misy
miksera i dodać pozostałe składniki.
Wyrabiać ok. 5 minut.
Pozostawić do wyrośnięcia.
To jest proporcja na 2 chałki mieszczące się w formie typu keksówka.
Ciasto podzielić na dwie części a każdą z dwóch części na 3. Zrobić 3 równe wałki i zapleść
warkocz, umieścić w blasze wysmarowanej masłem i wysypanej mąką. Pozostawić do wyrośnięcia,
przed pieczeniem posmarować białkiem i posypać kruszonką.
Piec w temp 180st do jasno- brązowego koloru lub suchego patyczka.
proste , prawda?
ps. można każdy wałeczek obtoczyć w cynamonie z cukrem i będzie chałka cynamonowa,
spróbujcie, kozacka jest :)
A wracając do haftów.
Moja pierwsza zawieszka na choinkę się robi, jak skończę i zeszyję to pokażę.
na razie mam tyle czyli więcej aniżeli połowę.
Myślałam, że szybciej mi pójdzie, ale to moje jasnowidztwo to się w praniu nie sprawdza jak widać :)
I nie mam jeszcze pomysłu, czy go wypchać od środka watą, czy zrobić stożek z tekturki i tak na sztywno go wzmocnić. Zobaczę co będzie lepiej wyglądało.
Zasadniczo nie przepadam za ozdobami typu mikołaj, bo są oczywiste, ale z drugiej strony, nieco oczywistości też musi być.
Zaciekawiła mnie forma tej zawieszki i dlatego ja robię, mam w planach jeszcze podobne formy, ale to czas pokaże jak będę sobie z tym radziła.
Haftować zaczęłam 20 lat temu. Były to czasy, kiedy już był dostęp do mulin zagranicznych typu DMC, gorzej natomiast było z wzorami, ale że kolekcjonowałam Burdy, to tam zawsze coś się do haftowania znalazło.
Z czasem zaczęły się pojawiać polskie publikacje, jedną z nich były jakże wtedy popularne segregatory z instrukcjami i wzorami do haftu krzyżykowego, były też takie podobne wydawnictwa segregatorowe do nauki języków, tworzenia ogrodów i dziesiątki innych.
Na tamte czasy, to był szał. Kto pamięta??
Potem pojawiły się włoskie czasopisma Susanna, tanie to było, po 9 złotych bodajże, bo przychodziły do nas owe miesięczniki mocno przeterminowane , ale to było już dla nas hafciarek pismo z wyższej półki.
Moje pierwsze hafty z segregatora były naprawdę mega złe. A co ciekawe, byłam z nich bardzo zadowolona i domagałam się pochwał, jaka ja to jestem zdolna...
Raz, że haftowałam bez tamborka, co powodowało, że naciągniecie nitki było nierówne, a dwa - każdy krzyżyk robiłam w inną stronę... bo pojęcia nie miałam tak naprawdę o prawidłowym haftowaniu czyli mówiąc hafciarskim żargonem - o stawianiu krzyżyków.
O matulu!!! jak ja na to dzisiaj patrzę to ślepnę z rozpaczy.
Z jednej strony mam chęć spalić to na stosie, a z drugiej, gdzieś tam z tyłu pozostał sentyment do tego nieudolnego "dzieła" no bo pierwsze było ;)
Ogarnęłam się dopiero po tym, jak obejrzałam prace mojej ciotecznej siostry Małgosi która już wtedy tak haftowała, że ja dopiero może teraz tak umiem, ale ona to od kołyski zdolna manualnie była skubana. ;)
Także moja piąta czy szósta praca dopiero wyglądała w miarę przyzwoicie.
Czy ja Wam to pokażę???
zdecydujcie za mnie, o ile w ogóle to skądś wynajdę, bo nawet nie wiem jak głęboko schowałam by świat się tym gorszyć nie musiał ;)
To na koniec kilka prac mojej siostry sprzed lat wielu wielu...
kiedy ja jeszcze raczkowałam w haftowaniu :)
cd. moich hafciarskich wynurzeń nastąpi, w kolejnym odcinku dowiecie się co lubię, a czego nie lubię haftować i nigdy nie wyhaftuje, no chyba że ktoś sobie bardzo zażyczy :)
Serdeczności ślę weekendowe
pięknie dziękuję za Wasze komentarze i trzymanie kciuków:)
fajny przepis na chalke,ale cos drozdze sie zapodzialy,a hafty super:))pozdrawiam Ella
OdpowiedzUsuńJuż są, dziękuję za uwagę, wklejałam przepis, coś poprawiałam i musiałam wykasować linijkę :)Pozdrawiam :)
Usuńha,pamiętam te segregatory,nawet mam taki jeden do dziś:)ja haftuję troszkę dłużej i wzory brałam na początku z pisma "Gospodyni",a potem miałam to szczęście że mąż pojechał do Niemiec i przywiózł mi "prawdziwą"gazetę z wzorami:))))
OdpowiedzUsuńJa już wywaliłam na makulaturę, ale jeden wkład do tego segregatora się jeszcze plącze w moich zbiorach :). No tak, tam to było w czym wybierać :). Za granicami naszego pięknego kraju był raj czasopismowy w tamtych czasach :)
UsuńPrzepis wypróbuję, wygląda pysznie. Ja pierwsze krzyżyki stawiałam 20 lat temu. Twoje hafty są piękne.
OdpowiedzUsuńKoniecznie wypróbuj, będziesz bardzo zadowolona, bo ma naprawdę niebiański smak.
UsuńDziękuję, za uznanie :)to miłe <3
Piękne hafty siostry ale Twoje również dorównują tym co pokazałaś. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńAlicjo, dziękuję Ci pięknie :)
UsuńObrazy piękne.Mam ci i ja takie wspomnienia sprzed wielu lat brak mulin i czasopism a o internecie nie wspomnę.Więc wiem o czym piszesz a pokazać można, czasami można się pośmiać ale pozytywnie, początki zawsze są trudne.Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńTo prawda, wszak grunt, to się nie zniechęcać :)
OdpowiedzUsuńJa też zbierałam te segregatory :) Moje początkowe krzyżyki też były każdy w inną stronę ale jakoś nigdy mi się robótka nie naciągała mimo, że bez tamborka haftuję.
OdpowiedzUsuńO proszę, czyli jest nas trochę pamiętających ;) no a ja nie umiem bez tamborka już wcale, i nadal szukam tego idealnie trzymającego kanwę, bo lubię taką która jest twarda jak ściana ;)
UsuńChyba rok nie piekłam, muszę nadrobić, bo narobiłaś mi ogromnej ochoty tymi zdjęciami :)
OdpowiedzUsuńKażda z nas ma "dziwne"hafciorki w swoich zasobach. Ja haftowalam co drugi krzyżyk.
OdpowiedzUsuń