wtorek, 31 grudnia 2013

Należy czy nie należy postanawiać...

Odwieczny to  dylemat noworoczny, wielu, mój też kiedyś,  ale może podzielę się swoim pomysłem :).
Mam ci ja zeszycik, w którym są zapisane okrągłorocznie wszystkie rzeczy do zrobienia, a to ich ubywa, a to ich przybywa, w zależności od okoliczności.

a o :)



Zeszycik nie byle jaki bo w okładce lnianej, coby się dobrze i przyjemnie kojarzył, którą to okładkę  dostałam to od naszej  chyba najbardziej ze lnem obeznanej osóbki, a mianowicie Marty
 
Miałam też  kiedyś...  inny,  czyli tzw, tygodnik,  i dokładnie było spisane co ja tam każdego dnia powinnam,  może i fajne to było, bo takie usystematyzowane, ale nie przy moim trybie pracy. 
I dotyczyło tylko prac domowych, a to przecież tylko obowiązki, a gdzie te przyjemności? ;))) , 
na które sobie zapracowałam, jakiś czas wolny czy coś podobnego... no właśnie.
Więc zeszycik, powstał sobie ze wszystkim i taki bezterminowy, co  zrobię, to z przyjemnością wykreślam, co muszę lub wymyślę do zrobienia , dopisuję i tak roczek cały z możliwością przejścia na następny,  no na pewno to ja się nudziła nie będę przez najbliższe 20 lat , jak Bóg da mi tyle pożyć ;))
Ktoś się może zapyta, a po co to zapisywać, ano moi drodzy, przypadłość którą mam  to się nazywa SKLEROZA
albo
 SYNDROM WYPARCIA
skleroza dotyczy zarówno rzeczy obowiązkowych jak i przyjemnych, a syndrom wyparcia tego czego robić nie lubię ;))

Jedno co mnie martwi to rzeczy które sa tam od lat dwóch, bo to już ewidentnie  źle o mnie świadczy, mruczy mi to za głową jak jakiś upierdliwy kot, ze jestem leń i tyle.
 Tak więc nie postanawiam , ja tylko dopisuję i wykreślam i na razie mi z tym w miarę dobrze.:)
 Zeszyty ja mam od wielu rzeczy, w ramach tejże sklerozy,
a od tego co mam kupić, np. spis książek, które chcę mieć, bo ja książki lubię mieć, te pozyczone mnie bolą jak oddaję po przeczytaniu... :)
a to wydatki, a to rzeczy ważne, myśli i słowa, a to i tamto i  owo i dziesiąte


Bilansów też nie robie, źle wpływają na moje ego, bo albo je rozbestwiają albo dołują
porównywać roku do roku nie lubię i sprawdzać siebie też nie, wystarczą mi moje kajety od tego ;) 

Kochane i kochani moi, każdy ma swój sposób na swoje mole co go gryza i koty co go miziają
z powodu swojego wieku  JUŻ wiem, ze nie ma się co spinać na siłę  jak nie ma się możliwości, albo coś je ogranicza, czyli czas, pieniądz, wiek, zdrowie, talenty, itepe...   wiem jedno, trzeba robić w swoim tempie  to co się umie najlepiej, i dać to samo robić swojej połówce i wspierać się nawzajem, podpowiadać i pomagać.
Reszta będzie  i tak jak Pan na wysokościach  zaplanował. ;))

 Czego Wam życzę ?

a tutaj mam taki ulubiony zestaw tabliczek do codziennego poczytania, marzeniem moim
jest mieć je na ścianie ;) 
najlepiej w polskiej wersji
 zdjęcie pochodzi z bloga 
http://vickys-home.blogspot.com/

no i żeby do
 "MANIA" SIĘ NIE OGRANICZAŁO :)
czego sobie szczególni życzę :)



i morza kwiatów bez okazji 
bo kwiaty sa po prostu ... piękne 
a jak jest to piękno pod nosem to wszystko pięknieje dookoła :)


a i czasu na zabawę też trochę, ale bez przesady coby się nie rozbestwić ;)
bo potem dwa lata nie można wykreślić  czegoś z zeszytu...  :-P


Nie mówienia, że  "nie mam czasu", to jedyne co postanawiam,
a przynajmniej mówić jak najmniej i  szczerze wobec siebie ;)

To kończę te przynudzanie, nic lepszego nie wymyślę
niech każdy żyje jak umie, stara się jak umie i tak, żeby innym z nim było dobrze :)
buziaki!

no i mała edycja, jakie to prawdziwe... niekiedy

a więc
 SZCZĘŚCIA PRZEDE WSZYSTKIM! 


 

piątek, 27 grudnia 2013

Życzenia poświąteczne

Kochani, dziękuję za wszystkie życzenia i te tutaj i na fejsie, jak zawsze jestem mile wzruszona i zaskoczona, dziękuję pięknie i ślę do 
 Was wszystko co naj naj naj !!! 
niech Radosna Nowina  o Narodzinch Dzieciątka Bożego przyniesie Wam wszystko co najlepsze w przyszłym roku, a przede wszystkim spokój i wytchnienie od doczesnych kłopotów i zmartwień.



(zdjęcie z sieci)

 Sama nie wiem jak do tego doszło, ale stoczyłam się blogowo na dno samo chyba... ale na swoje usprawiedliwienie mam naocznego świadka w postaci Monique  
z którą ten swój wyjątkowo zapracowany przedświąteczny czas miałam wielką przyjemność spędzić :) ona  jedna wie jak miałam dosyć i jak można czasu nie mieć i mieć jednocześnie wszystkiego po kokardkę,  1,5 dnia i jedną noc na przygotowanie domu i Świąt dla kilku osób.
Takiego czegoś jeszcze nie przeżyłam w realu i wiem jedno nigdy więcej...  co nie znaczy że żałuję o nie, mam jedno doświadczenie życiowe więcej, a że bolesne to już inna para kaloszy ;)

Święta się udały, goście dopisali, nam nadzieję, że ukontentowani atmosferą i prezentami i jedzeniem, którego było nieco mniej, bo z braku czasu były wigilijne potrawy podstawowe. Co prawda  ja chodziłam trochę jak automat, ziewając niemożebnie ze zmęczenia, ale może nikomu to nie przeszkadzało,  spałam po 10 godzin na dobę żeby się jakoś pozbierać do całości.
A skoro piszę dzisiaj  o tak później porze to znaczy, że jakoś się pozbierałam :))

Nie było naszych wszystkich ulubionych ciasteczek swiatecznych ale 2 rodzaje dziewczynom moim  się udało upiec, a  reszta bedzie na Sylwestra :)
  
a oto i nasz jak zawsze mocno czerwony wiecznie świąteczny salonik, bo tylko rózni sie tym na święta, że stoi panna zielona i lampki  się zapalają :) no i dziecię me popełniło kilka gwiazdek, i girlanda od Moni zawisła 



a oto nasza choinka "inaczej" wersja wystrzałowa :))


mały fotograficzny trik, i mamy takie oto coś :)
To zbieram się spać, jeszcze raz wszystkiego naj i do miłego następnego mam nadzieję niedalekiego posta o...
 między innymi  moich aktualnych pracach hafciarsko -  drucianych ;) 
BUZIAKI!! 

no to edytuję bo sumienie mnie gryzie
własnie przeczytałam posta u Edith i w zasadzie już się wstydzę słowa "nie mam czasu" 

a to za sprawa tego tekstu, który aż boli taki jest prawdziwy...

Nie przyjadę, Mamo, nie mogę, nie mam czasu.
Nieraz mówiłem – ale jeśli mówię, że mówiłem, to nie znaczy jeszcze, że nadal nie mówię – a więc nieraz mówiłem, że nie mogę, bo czasu nie mam. Nie widziałem jednak w tym nic niewłaściwego. Czujność nasza wobec nas samych jest znikoma w porównaniu z naszą czujnością wobec bliźnich. Kiedy więc słyszę u ciebie owo „nie mogę, nie mam czasu”, wojska moje od razu gotowe są do szturmu.
Mam dom, mam wóz, lokatę mam, kobietę mam, ale czasu nie mam. Mam tytuły, mam talenty, mam ambicje, no i władzę mam, ale czasu nie mam. Mam urodę, mam swobodę, zdrowie też właściwie mam, ale czasu nie mam. Mam stosunki, mam psa, mam Mamę, a nawet wyrzuty sumienia mam, ale czasu nie mam i nie dam.
Tymczasem, owo „nie mam czasu” nie mówi prawdy. „Nie mam czasu” ma na myśli bowiem każdorazowe konkretne >>to<< i znaczy: „nie mam na >>to<< czasu”, co z kolei znaczy: „>>tamto<< uważam za ważniejsze”. Zatem: „Nie przyjadę do Ciebie, Mamo, bo nie mam czasu” znaczy: „Nie przyjadę, bo >>tamto<< uważam za ważniejsze”. Nie mam na >>to<< czasu i nie będę >>tego<< robił, bo muszę, chcę, wolę robić co innego. Słyszycie, wy wszyscy potrzebujący i oczekujący, mówię wam, nie przyjdę, nie mam czasu. Rozumiem was i dobrze rozumiem wasze wyczekiwanie, ale mówię, nie mam czasu. Zajączku, nie mogę, ale od innych pewną będziesz miał załogę.
Miłosierny Samarytanin nie ma czasu, musi pędzić. Wiesz dobrze, ile w mym sercu miłosierdzia, ale nie mam czasu. Strasznie jestem zajęty. Gdyby biblijny Samarytanin był tak jak ja zajęty albo gdyby chociaż miał zegarek, zapewne by się nie zatrzymał. Ale ty przecież wiesz, kim jestem. Jestem profesorem, seksretarzem, prezydętkiem, królem-srulem, jestem najbardziej zajętym człowiekiem pod słońcem i nie mam czasu. Muszę już pędzić. – Królik spojrzał na zegarek i popędził dalej.
Jeśli jednak nie mam czasu, to mnie nie ma. Jeśli nie mam czasu, to jestem najbardziej zajętym trupem pod słońcem, choć muszę pędzić. Bo póki jestem, to nieprawda, że „nie mam czasu”. Właśnie mam czas. To, że jestem, znaczy właśnie, że mam czas. I jeszcze trochę tego czasu będę miał. Więc nie mów, że czasu nie masz, bo to tak jakbyś umarł. To po śmierci nie będziesz miał już czasu, ani trochę. Ale teraz właśnie go masz i rozporządzasz nim. Więc odwiedź swą starą, schorowaną matkę, która chętnie wierzy w to, że naprawdę nie masz czasu, i chętnie nie wierzy w to, że tyle innych rzeczy jest dla ciebie ważniejszych.
To ty jesteś czasem. Ty, twoje życie, to właśnie dany ci czas. I co uczynisz z tym twoim życiem, tj. z tym t w o i m czasem? Nie mów choć, że go nie masz, bo to tak jakbyś siebie nie miał, jakby coś innego ciebie miało, jakbyś niewolnikiem był. – Mamo, jestem w kajdanach, nie mogę przyjechać, przykuty jestem … – No, a do czegoś ty, synku, przykuty? A kto to cię, synku, przykuł?<
Jeśli zaś „mam czas”, to co właściwie mam? Wszystko to, co „mam”, należy do mnie, jest „moje”. Jeżeli więc „mam” czas, to jest to „mój czas”. Ten czas, który miałem i ten, który mam, i ten, który będę miał – jeśli będę miał – tworzą „moje czasy”. „Moje czasy” różnią się, na przykład, od „czasów Ludwika XIV” czy od „twoich czasów” tym przede wszystkim, iż są tymi rozgałęzieniami czasu, w których ja „panuję”. Jeśli tedy mówię, że „nie mam czasu”, to jakbym dawał do zrozumienia, że oto nie znajduję się we własnym panowaniu, że oto nie panuję nad sobą, lecz opanowany jestem przez coś innego czy kogoś innego. „Nie mogę”, bo to coś czy ten ktoś mnie „nie puszcza”. Widzisz więc, że to nie moja wina, że nie przyjeżdżam.
Kiedy jednak mówię „nie mam czasu”, wcale nie wyrzekam się wolności, lecz najczęściej właśnie ją potwierdzam. „Nie mam czasu” zazwyczaj bowiem znaczy „nie chcę”. „Nie mam czasu spotkać się z tobą” znaczy więc: „nie chcę spotkać się z tobą”. Ale jak ktoś naiwny, to niech myśli, że to jakoweś siły wyższe sprawiają, że ja, biedny, czasu nie mam, i to w ząb, i to nawet w trzeci.
A czy „mam czas” nie znaczy właściwie tyle co: „jeszcze mam czas”? To „jeszcze” znaczy, że „jeszcze nie teraz”, że jeszcze mogę zwlekać, bo jeszcze mam czas, że później, później … Tak, mam czas, dużo czasu. A więc, nie przyjadę, Mamo, bowiem „mam czas”. Wczoraj, w zeszłym roku nie przyjechałem, bo nie miałem czasu, a dzisiaj, a w tym roku nie przyjeżdżam, bo mam czas, mam jeszcze czas. Oczywiście, przyjadę, kiedy będzie już „najwyższy czas”, ale wtedy właśnie już nie będę miał czasu, a więc jednak nie przyjadę. Co za pech! Co to też z tym czasem się wyprawia! Albo nie mam czasu i nie mogę, albo mam czas i jeszcze nie muszę, albo … Oj, najwyższy czas, muszę pędzić. Wybacz, Zajączku.
Człowiek jest wolny. Człowiek sam decyduje o tym, czy „ma czas” czy „nie ma czasu”, czy ma czas dla swych najbliższych czy nie ma dla nich czasu. Sam decyduje, czy ma czas dla tych, którzy go potrzebują, czy nie ma dla nich czasu. Cóż to za prymitywny determinizm kryje się za owym wyznaniem: nie mam czasu, nie mogę. Przecież to kłamstwo. Przecież to nie w wyniku jakiejś przyrodniczej konieczności nie mam czasu dla własnej matki. Nie, nie. To w wyniku mego wolnego wyboru nie mam tego czasu, to ja sam decyduję o tym, że oto „nie mam, Mamo, czasu”, a ściślej – i po cichu – że „nie mam czasu dla ciebie”.
Jeśli jednak naprawdę „nie mogę”, to nie mówię, że nie mam czasu. Jeśli, na przykład, nie mogę przyjechać do Ciebie, Mamo, bo siedzę w więzieniu, to przecież nie dlatego „nie mogę”, że czasu nie mam. Jeżeli więc mówię, że nie mogę, bo nie mam czasu, jeżeli więc niby nie mogę jedynie dlatego, że nie mam czasu, jeżeli nie ma innej przyczyny jak jedynie ta, że nie mam czasu, to znaczy, że właśnie mogę, że właśnie mógłbym, tylko nie chcę, bo wolę robić co innego. Przyjacielu, gdybym umiał wypowiedzieć to tak jasno i wyraźnie, jak jasno i wyraźnie to widzę, to nikt, komu bym to ukazał, nie mówiłby już: nie mogę, bo nie mam czasu.<
Przemądry homo oeconomicus odkrył, że czas to pieniądz. I tu pojawia się dylemat. No bo faktem jest, że jako żywo nie mam czasu, ale pieniędzy to mam sporo. Gdybym wówczas miał dla ciebie czas, to forsy miałbym teraz zapewne mniej. Tak, czas to pieniądz, ale jeżeli już czasu nie mam, a pieniędzy mam trochę więcej niż trochę, to zamiast mojego czasu, Mamo, zechciej przyjąć te trzydzieści złotników.
Czas już kończyć, czasu mało.
Tekst pochodzi z książki J. Filka "Tajna wielkość twojego życia",

wtorek, 3 grudnia 2013

W biegu

Szaliczek dziecku na stojaka robię pomiędzy bezczasem, dziecię dusiło dusiło aż wydusiło, po bez mała dwóch dekadach nie robienia na drutach przypomniałam sobie jak to jest, i okazuje się ze to jak jazda na rowerze, jak się człek raz nauczył to i pamięta z pomocą Bożą i starej drucianej książki mającej 3 dekady :))
Szaliczek jest z niegryzącej 100% wełenki w kolorze ecru Alize Cashmira


 a co dalej... no godzę się z nadciągajacą zimką której szczerze nie lubię, ale cóż jest porą nieuchronną
więc rady nie  ma, trzeba jakoś to przebytować
urodziwa jest za to bardzo i tym zjednuje sobie moje serce :)



te wschody słońca w mroźne poranki nie maja sobie równych :)

Święta w tym roku spędzimy w chaosie niebywałym, bo zaczynamy od soboty sprzedawać swój chlebek również na Jarmarku Świątecznym
więc pracy będzie co niemiara, dzień w dzień,
jak nie padnę jak jaki kóń pociągowy to cud będzie ...

Na jarmarku mnie nie spotkacie, jeśli chcecie sie tam wybrać, będzie tam moja córka
ale chlebek nasz rodzimy
będzie w 4-5 gatunkach do nabycia  :)
no to spadam bo sen morzy mocno
buziaki!!!
i dziękuję za to że jeszcze tolerujecie  to moje niebywanie w blogowym swiecie :)
chciałabym to zmienić od nowego roku...


poniedziałek, 4 listopada 2013

Refleksja nad tym co nas/mnie otacza

Tak, jestem i nie wiem od czego zacząć, ale na początek powitam nowych obserwatorów, przeproszę wiernych komentatorów i czytelników za brak moich komentarzy i odwiedzin. Powód jest trywialny - jak mam czas bo miewam i ja  czas tylko  dla siebie - to mi się zwyczajnie po ludzku... nie chce i nie wiem czy to wiosna-lato-jesien-czy zima nie umiem się zebrać, pewnie  niektórzy powiedzą -  też tak mają,  ale to marne dla mnie pocieszenie - bo mnie ten stan nie chcenia dopada coraz częściej.
Wiem co się na niego składa więc jakby jest powód - przyziemności życiowe -zdarzenia, słowa, obrazy, rachunki, dolegliwości - coś co powoduje, że skrzydła nie chcą frunąć, i nawet wiem, ze bywają  po stokroć gorsze sprawy co skrzydłom frunąć przeszkadzają, ale każdy ma tego swojego własnego mola co go gryzie i sprawia, że świat kończy się - czy tego chcemy czy nie -  na końcu własnego nosa i w głowie bałagan robi.
Poza tym coś jest nie tak z tym czasem ... ciągle go  mało i mało.
No to sobie pomarudziłam, od razu mówię, ze nie mam depresji, bo nie miewam, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo :)))  mój mąż powiada, ze to starość wraz z przyległościami :)))) i tego się trzymajmy :)).
Co nie oznacza, ze nie obiecuje poprawy , wszak trzeba się w garść wziąć od czasu do czasu :))

Zaczynam od końca zdarzeń a mianowicie , że dnia
 22 października 
 stuknęło nam 25 lat razem z 
♥Małżonkiem kochanym ♥ 
po ślubie i ponad 27 lat w ogóle razem, niby piękny staż, ale czujemy, że jeszcze wiele mamy do zrobienia i przeżycia razem, więc póki co nie ma co się nasładzać :) a  oto i  nasz konterfekt sprzed owych 25 kto jeszcze nie widział na fejsie pokazuję tutaj :)


Nasz obecny i jednocześnie najcenniejszy dorobek to trzy duże już córy 
które dobrze znacie ze zdjęć a co poniektórzy to i osobiście;))
reszta  czyli rzeczowy dorobek dziś jest jutro może nie być więc nie ma co sobie tym głowy zawracać
to tylko rzeczy :)
W każdym razie była mała uroczystość, róże czerwone, ciacho pani walewska i parę innych dobrych potraw :)
W ten weekend robiliśmy małą roszadę w domku, zamieniliśmy się pokojami, może kiedyś pokażę wszystkie  jak już się urządzą dostatecznie dobrze, w każdym razie wreszcie będę miała swój szyciowy kącik ;)) tutaj mały fragmencik ,  kolor ściany w pokoju  po najmłodszej córce pozostanie i jest to róż indyjski.



 Ogródek nasz woła o pomstę do nieba, ale to był nasz jedyny tak długi - 3 dniowy weekend więc mogliśmy cokolwiek podziałać w domu , z reguły mamy tylko wolne niedziele a i to nie zawsze, więc pokazywać nie ma co, póki go warstwa śniegu nie przykryje :)
czeka nas jeszcze remont przedpokoju i malowanie pokojów dziewczyn, ech ... pytanie kiedy???
Jeszcze niedawno listki na brzózkach okolicznych były a teraz już ich nie ma, obliczyliśmy, ze w tym roku liście na drzewach wisiały  ok 5 m-cy - króciutko...


 To na dzisiaj tyle, natomiast zaniebawem postaram się umieścić prezentację  z naszych zdjęć jak to się przez te 25 lat zmienialiśmy :))

pozdrawiam, ściskam i całuję
ula

wtorek, 27 sierpnia 2013

Kilka słów, kilka zdjęć i kilka drobiazgów czyli życie me się toczy :)

Żadnych tłumaczeń nie piszę, dlaczego nie ma mnie na blogu/ach bo i tak nikt mi nie uwierzy, więc  popiszę co u nas :))) 
Koteczki rosną, mamy ich docelowo siedem, po Najdroższej,


 trzy dni później dorobiliśmy się jeszcze kolejnych małych darmozjadów, teraz jest ich razem siedem i jeszcze 4 sztuki są do wzięcia jakby komuś się zamarzyło mieć kotka :))))


Kotki są zabawne, jeden bardzo utalentowany, 
chyba nikt nie ma wątpliwości, ze to ten artysta :))


postanowił nam stworzyć nowy rodzaj lampy, nowy wzór, który zdecydowanie najlepiej pasuje do naszego codziennego domowego bałaganu :))


piękna prawda :)), wcześniej też już była naderwana zębem czasu, kocim oczywiście, ale teraz to już jest oryginalna wyjątkowo, to ta właśnie, do której szyję nowe wcielenie, od 200 lat !




Mamy koty o zacięciu artystycznym jak widać, jednego elektryka, jednego ornitologa, jest tez pływak kiblowy, który postanowił sprawdzić co to za woda w klozeciku jest i jak smakuje wiec się przekąpał w niej całkiem nieźle :)) a nad wszystkim panuje Mamuśka z wysokości płotu :)).
Poza tym kwiecię  i zioła mam zachwaszczone w ogrodzie, bo pielić czasu nie mam, dorobiliśmy się swoich pierwszych malin na krzakach posadzonych wiosną, słodziutkie są jak miód
ale na zimkę to dorwałam 10 kg po 8 zeta z gospodarstwa, więc jestem dostatecznie zamalinowana ;)


Polecam deserek z owych mrożonych, a mianowicie blat bezowy pokrywamy warstwą lodów waniliowych lub malinowych, potem na to bita śmietankę ale taka mało słodką, na to malinki i hyc to wszystko do zamrażalnika, potem po porcji wyjadamy, smakuje wprost niebiańsko :))


Poza tym miałam też pierwsze porzeczki , co prawda liczyć by je na sztuki ale o tam za rok będzie więcej :))



len mi tez zakwitł, sypnęłam na grzędę garść ziarenek i wyrósł sobie, pięknie kwitnie na niebiesko ;)



Ogórki też już zakiszone i zakonserwowane, nieoceniony tatuś mnie uraczył chyba 40-stu  kilogramami :)


a co robię, na bieżąco??? piekę moi drodzy, piekę chleby i karmię nimi ludzi
chleb nasz nosi nazwę Chleb Powszedni, jest chlebem pieczonym na zakwasie, wytwarzamy już około 6 rodzajów pieczywa, do tego bezy, blaty bezowe i chałki, a Warszawie można go kupić na Targu Saska Kępa  w każdy czwartek i sobotę oraz na Le targu w Wilanowie w sobotę.



A oto i powód dla którego nie sypiam po nocach i na nic czasu nie mam. ale pracuje nad tym, jak się zorganizować, chociaż na razie ciężko mi idzie ;))

W wolnych chwilach aktualnie delektuję się nową książką od Mimi i Zorkiego, kto ma to wie o czym piszę ;)) kochani dziękuję !


oraz mam na tapecie "Tajemniczy ogród z 1968 roku, co tylko dodaje przyjemności  w czytaniu, stare książki mają ten specyficzny zapach i te pożółkłe kartki, stare ryciny, no lepsze to  niż szwajcarska czekolada ;))

W następnym poście może trochę Wam przybliżę ideę obecnie dość chętnie odwiedzanych targowisk ze zdrowymi produktami, które powstały   w zgodzie z ideą Slow Food :)




To na razie tyle, ściskam, pozdrawiam dziękuje za słówka pamięci i mocno Was całuję





niedziela, 7 lipca 2013

Przemiły blog :))

A pozwolę sobie wstawić coś co na nim przeczytałam, przeczytałam tam już różne posty, i powiem Wam, ze dawno już nie poczułam się jakoś tak miło, dobrze i przyjemnie, w moim ostatnim zabieganiu i zmęczeniu, zastanowiłam się nad tym, dlaczego i czy warto robić  to co robię,  więc wiem, że warto i wiem  dlaczego
tylko sposób realizacji muszę zmienic by nie biegać tak szybko i mieć więcej czasu na resztę co ostatnio zaniedbuję, popatrzcie poczytajcie, myślę, że warto, czuję, że to jest dobre :)
" Dziękuję za:
*bałagan, który muszę posprzątać po imprezie -
bo to oznacza, że mam przyjaciół;
*podatki, które muszę zapłacić -
bo to oznacza, że jestem zatrudniony;
*trawnik, który muszę skosić, okna, które trzeba umyć i rynny, które wymagają naprawy -
bo to oznacza, że mam dom;
*ubranie, które jest troszeczkę za ciasne -
bo to oznacza, że mam co jeść;
*cień, który patrzy, kiedy pracuję -
bo to oznacza, że jestem na słońcu;
*ciągłe narzekanie na rząd -
bo to oznacza, że mamy wolność słowa;
*duży rachunek za ogrzewanie -
bo to oznacza, że jest mi ciepło;
*panią, która siedzi za mną w kościele i drażni mnie swoim śpiewem -
bo to oznacza, że słyszę;
*stosy rzeczy do prania i prasowania -
bo to oznacza, że moi ukochani są blisko;
*budzik, który odzywa się każdego ranka -
bo to oznacza, że żyję;
*zmęczenie i obolałe mięśnie pod koniec dnia -
bo to oznacza, że byłem aktywny.

Wszystko jest w jakimś celu..."
 dzisiaj odpoczywam trochę ;)
blogi podczytuję
i książki
obiadek planuję
siebie planuję inaczej
koty miziam nasze nowe 
patrzę na dzieci
by móc poduczyć się zaczerpnąć więcej i radośniej z życia :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Dearest, Precious - Najdroższa, Drogocenna

To imię dla maleństwa, które cudem przeżyło i jest naszym nowym mieszkańcem, a dlaczego Drogocenna ;)), ano dlatego, że nastąpiły powikłania u kotki po cesarce i trzeba było w nocy z piątku na sobotę wieść kotę na ostry dyżur, bo się "zatkała" - czyli krótko mówiąc żadnego wypróżniania  temperatura, ziajanie i takie tam różne szykany nastały. Następny dzień znowu lekarze i prześwietlenia, leki sposoby no i kota uratowana:)) a my szczuplejsi o 600 zł .... Toteż maleństwo jest jeszcze bardziej niż poprzednio  pisałam naszym naj naj naj droższym kotem :))


A z innej beczki, niedawno nabyłam włoską oliwę wyciskaną z cytryną, bardzo zacna, o łagodnym smaku i nutą cytryny w tle, rewelacyjna do polania chleba lub do sałatek :)), wiem, ze zdania na temat oliw sa podzielone, jedni twierdzą że hiszpańskie są naj, inni, że greckie, a jeszcze inni, ze portugalskie, a są zdania, że włoskie to w ogóle do bani, ja tam mam zdanie takie co smak to znajdzie amatora, mnie tam owa oliwa bardzo smakuje, zwłaszcza na moim własnym razowcu ;))


I moje ostatnie ciacha i desery z rabarbarem i truskawkami w tle o których wspominałam, u nas są w sezonie robione w tzw, opór do ujedzenia się, bo zaraz tych wyśmienitości jakimi są rabarbar i truskawki nie będzie :)



Kochani, dziękuję pięknie za komentarze, za odwiedziny, jeszcze piękniej przepraszam za brak moich  komentarzy u Was, to się poprawi, miłego ciepłego dnia życzę i pędzę po zamówione truskawki prosto z pola od pana co nam mleko od swej jedynej krowy daje ;)) a truskawki to ma prima sort!! Odmiana Marmolada, słodkie są nieprzytomnie :))
buziaki!!!


środa, 19 czerwca 2013

Kociątko - nasz nowy mieszkaniec

Nasza kocica, której nie zdążylismy wysterylizować poszła w tango wczesna wiosną i wróciła z przybytkiem, brzuchal miała spory więc myśleliśmy ze będzie z parę sztuk, na domiar złego nie mogła sama urodzić, a niesamowite było to jak usiłowała mi powiedzieć,  że nie może sama urodzić, ciągle za mną chodziła, miauczała,  przytulała się, ot mądre stworzonko. Więc zawieźliśmy ją wczoraj do lekarza, lekarz orzekł, że kocięta są martwe i że  kotę muszą operować.
I okazało się, że tak był tylko jeden kociak i do tego jeszcze żył ;). Tak więc to nasz najdroższy mały  kot jakiego mamy obecnie :))

A oto ono



Miłego dnia !!



poniedziałek, 17 czerwca 2013

O ziołach pisać będę - dziś poczciwy nasz Majeranek

To część mojego prywatnego projektu, do dzieła, które powstaje dla moich dzieci, ale pomyślałam sobie, że mogę się częścią jego podzielić, tą bardziej kuchenną, więc o ziołach pisać będę, bo właśnie tą cześć opracowuję, może to też spowoduje moją częstszą  bytność na blogu :)) - jest cel, jest coś co muszę wykonać, więc jest i mobilizacja:)


MAJERANEK

Majeranek ogrodowy - Origanum majorana


Majeranek to chyba najpopularniejsza przyprawa w kuchni polskiej, przynajmniej ja ją znam odkąd sięgnę pamięcią, a mam juz sporo do zapamiętania ;)). Ziele majeranku zawiera  olejek majerankowy, alkohole i związki garbnikowe, a młode świeże pędy zawierają sporo rutyny (witamina P) i kwas askorbinowy.

Majeranek pomaga w nieżycie żołądka i reguluje trawienie, napar z majeranku  dobrze robi po tzw. "przejedzeniu" , jedną łyżeczkę zalewamy szklanką przegotowanej wody i pijemy po zaparzeniu i lekkim przestudzeniu. Zewnętrznie napar stosowany jest do przemywania trudno gojących się ran oraz na problemy skórne. Wyciąg z majeranku wykazuje również właściwości owadobójcze. Ze względu na zawartość garbników w suchym zielu polecany jest przy biegunkach. Herbatka z majeranku ma właściwości uspokajające.

 Olejek bywa używany do inhalacji przy nieżytach górnych dróg oddechowych, a aptekach można dostać maść majerankową dla dzieci do noska, stosuje sie ją przy katarze, a  w starożytności wykorzystywano go jako składnik maści na reumatyzm, uważano, że działa wzmacniająco na serce

Jako roślinę przyprawową stosuje się ją do dań mięsnych tzw. ciężkostrawnych / mój maż nazywa je "ciężkosrawnymi"/ takich jak  grochówka, zupa fasolowa, żurek, do mięs typu baranina i gęsina, do warzyw fasolowych.  Stosuje się je również w masarstwie do produkcji kiełbas, kaszanek i pasztetów. W odróżnieniu od innych ziół liści majeranku nie dodaje się do potraw bezpośrednio przed podaniem, lecz gotuje sie wraz z nimi, nie dodaje sie go jako dodatku  do surówek, pomidorów ani sosów do spaghetti i pizzy.
Jako przyprawę stosuje sie go przeważnie z pieprzem i solą, ale jeśli jest używany oszczędnie harmonizuje również z tymiankiem, rozmarynem i szałwią, można nim aromatyzować likiery octy i herbaty, a w kosmetyce mydła i perfumy.

Majeranek to wieloletnie zioło, które na obszarach o chłodnym klimacie, również w Polsce, uprawiane jest jako roślina jednoroczna. Ja mam juz majeranek kolejny rok, dobrze mi zimuje, czego nie potwierdzają źródła, widocznie posadziłam go w dobrym miejscu i nie marznie zbyt mocno w zimę. Dorosły okaz rośliny ma wzniesioną i rozgałęzioną łodygę o wysokości 30−60 cm i rozrasta się na szerokość około 30 cm. Majeranek jest rośliną miododajną, wabi pszczoły i motyle.

Wśród europejskich form majeranku wymienia się dwie odmiany: majeranek francuski, tzw. liściowy – o licznych pędach i gęstym ulistnieniu, oraz majeranek niemiecki, tzw. kwiatowy – cechujących się dużą ilością kwiatów, a mniejszą ilością pędów. Sadząc po objawach mój majeranek  to właśnie odmiana francuska.


Ze względu na swoje pochodzenie majeranek wymaga pod uprawę terenu ciepłego i osłoniętego od wiatru, najlepiej rośnie w żyznej, przepuszczalnej glebie, o dostatecznej wilgoci i zasobnej w wapń oraz na słonecznym stanowisku. Jest doskonałą rośliną towarzyszącą, ponieważ odstrasza mszyce, a posadzona między rzędami warzyw podnosi ich aromat. Po przekwitnięciu, czyli zazwyczaj pod koniec sierpnia, zioło należy przyciąć, aby pobudzić je do wzrostu. Można ja zasilać  płynnym nawozem z żywokostu. Ten organiczny nawóz (zawiera potas, wapń, żelazo i magnez) sporządza się liści żywokostu, które zalewa się deszczówką na trzy tygodnie. Przecedzony wywar stanowi idealny nawóz dla ziół. Zasilanie wykonuje się wiosną i po ustaniu kwitnienia rośliny. Majeranek można wysiewać do ciepłego inspektu w połowie marca. Rozsadę wysadza się mniej więcej w połowie maja, zachowując 10−15 cm odległości pomiędzy poszczególnymi roślinami.

Zbiór liści majeranku przeprowadza się zanim roślina zakwitnie. Używa się ich w postaci świeżej i suszonej. Pod koniec lata należy ściąć, za pomocą noża lub sekatora, całą część nadziemną rośliny w odległości 5 cm od powierzchni ziemi i wykorzystać bezpośrednio pozyskane liście. Zbyt długo przechowywane świeże ziele ciemnieje i traci swoją wartość. W celu otrzymania suszonych liść, trzeba je rozłożyć w suszarni naturalnej, zacienionej i o dobrym przewiewie. Otarte ziele majeranku uzyskuje się przez ocieranie wysuszonego ziela, a następnie odsianie go od łodyżek. Prawidłowo zebrane i wysuszone ziele powinno mieć barwę szarozieloną i cechować się silnym, aromatycznym zapachem. Ziele ścina się w dni pogodne i po obeschnięciu porannej rosy.



Z zabawnych historii z majerankiem w roli głównej mogę przytoczyć taka oto, szykowaliśmy sie do wyjazdu na morze, tuż przed wyjazdem postanowiliśmy ugotować sos do spaghetti, co by spożyć go po dotarciu na miejsce i nie musieć pędzić na posiłek ze stadem dzieci, Saskia nasza córa obecnie najbardziej obeznana w kuchni dostała polecenie przyprawienia sosu co też uczyniła, zapakowała go do słoików i pojechaliśmy w drogę. Jakież było nasze zdumienie, kiedy po wyjechaniu potrawy na stół, okazało się ze została suto doprawiona właśnie owym majerankiem a nie naszą przyprawą bazylia-oregano-estragon :)) Ale dało się zjeść, wszak jak człowiek głodny to i nie wybrzydza zanadto ;)).

Obecnie mamy sezon rabarbaroowo-truskawkowy, wiec przetwarzam juz na zimę, ale przypominam dziś Wam o dwóch wspaniałych deserach przyrządzanych na bazie rabarbaru i truskawek
o rabarbarowym pisałam  
 TU

 a o truskawkowym
TU 


Polecam  Wam też bardzo szybki przepis na szybkie ciacho które uwielbiamy
jest niezwykle smakowite i wilgotne

Ciasto ucierane z truskawkami lub rabarbarem 
lub z jednym i drugim :)

4 jajka ubić z 3/4 szklanki cukru i wanilią
na biała masę
200 g masła / masła nie margaryny!/ roztopic na małym ogniu
nie zgrzać za bardzo ma być letnie 
odważyć 2 szklanki mąki  typ 500 lub 450 i dodać 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

po ubiciu jaj na "białą masę" na przemian sypać po łyżce mąki
wymieszanej z proszkiem i wlewać po trochu roztopionego masła
mieszając na małych obrotach, po wsypaniu i wlaniu
wszystkich składników -  chwilę jeszcze mieszać ale nie za długo.
Wylać ciasto na blaszkę  wyłożoną papierem i ciasno poukładać truskawki pokrojone na połówki
owe połówki układać pionowo, wtedy lepiej "wchodzą" w ciasto
piec w 180 stopniach aż do zarumienienia i sprqwdzać patyczkiem bo każdy piec piecze inaczej
ja piekę na termoobiegu, ale można też normalnie :))

a na koniec moje aktualne różowości ogrodowe



i piękna kolorowa pajęczynka w popołudniowym słońcu


to na dzis wszystko, postaram się  poodpowiadać na Wasze komentarze, za które pięknie dziękuję.

do miłego  
ula

♥ 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...