poniedziałek, 13 lipca 2015

Teledyskowy debiut Julii, nieudolne scrapowe podrygi i nieco kulinariów

Tak, dzisiaj będzie mydło i powidło jak kiedyś bywało w wiejskich sklepikach , które tak na marginesie po dziś dzień wspominam z rozrzewnieniem z  czasów dzieciństwa i wakacyjnych wypraw do nich ;)
Moja pierworodna, Julia - postanowiła sobie dorobić  trochę grosza i wystawiła swoje foty na  popularnym portalu dla modelek, na modelkę to raczej nie startuje, bo wzrostu Pan Bóg poskąpił ale tam do innych celów czy to fryzjersko-reklamowych czy innych to może bardziej się nadaje, na owym portalu wypatrzył ją fotograf Dominik Pisarek i wraz ze swoja małżonką pyknęli jej kilka romantycznych zdjęć, które  Julia również umieściła na owym portalu i  bęc ! wpadły aż trzy propozycje, do teledysku, do filmu i do reklamy fryzjerskiej, Julia wybrała teledysk i tym sposobem mam okazję zaprezentować- upomniana przez kilka  z Was czemuż to się nie chwalę -  to się chwalę a co :) - że Julcia w teledysku wystąpiła. Zespół nazywa się Enej - przyznam bez bicia, że nie znałam go wcześniej, bo fanem tego typu muzyki nie jestem - ale piosenka mi się podoba :)











a tu  rzeczony debiut  :)


A co do podrygów scrapowych, no cienka jestem jak chore niemowlę ale, taka potrzeba była to poszalałam, znalazłam bowiem kilka  zeszytów po moich dziewczynach z czasów szkolnych, i trzeba było je zagospodarować, a piękne to one już nie były przez lata straciły i wigor i jędrność, trochę było w nich pozapisywane, więc po wydarciu kartek zostawała w nich jeno garstka tych przydatnych. 
Postanowiłam zatem zrobić sobie bruliony do swoich sklerotycznych zapisków i tym sposobem pokleiwszy je do kupy zrobiłam dwa grubaśne zeszyty i nieco je umaiłam, bo  - a to okładki w jednym nie było, a w drugim urwany róg i tak mam na długie tygodnie w czym bazgrolić :)
Ja wiem , że można ładniej i bogaciej i w ogóle, ale jak na pierwszy raz  tyle musi wystarczyć, a ja nie mam ani szablonów ani wykrojników i miała nie będę - bo na razie nie zamierzam się przerzucać z haftowania i szycia na scrap, tylko miałam trochę papierków i je wykorzystałam.



 A na koniec , żeby Was tak na głodnego nie trzymać, polecam tartę z warzywami i serkiem ricotta, którą to już w wersji szpinakowej polecałam rok temu, o TUTAJ , wykorzystałam taki  sam przepis tylko do nadzienia użyłam zamiast szpinaku, duszone na maśle z czosnkiem warzywa co to miałam je akurat pod ręką, czyli por, brokuły , paprykę i suszone pomidory w oleju i zioła z ogródka. 


Powstały też przy okazji nagrzanego piekarnika bułeczki do hamburgerów, bo te jadamy tylko domowe, zarówno same hamburgery jak i pieczywo, a tu z pomocą przyszła Mimi i na swoim blogu
 zamieściła przepis na bułki braci Hobbs, można też przepis znaleźć w brulionie nr.7 pt. "Dobre strony" rzeczywiście są idealne i w smaku i konsystencji, na dodatek po trzech dniach nadal są świeże i nadają się do jedzenia. Polecam, są naprawdę  proste w wykonaniu.




To tyle na dzisiaj, pięknie dziękuję za komentarze, 
mocno ściskam
i do następnego wpisu ;)




piątek, 3 lipca 2015

Stolik z historyjką i historią w tle :)

A było to tak :
Małżon przeszanowny pojechał do zwierzęcej kliniki w sobotę, coby nasza karmiącą kocicę uleczyć ze spuchniętych od ssania wymion, bo te małe potworki coś za mało ssały i gryzły  i się guzy kocie  porobiły.
A koty nam się pierwszy raz -  to nadmienię  - urodziły z wadami genetycznymi - coś jak  takie kocie dałniaczki, słabo rosną maja dziwne główki - szeroko rozstawione oczki - są słodkie -  ale  myślimy, że to nie koniec kłopotów,  w miocie było ich 5 a przeżyło niestety tylko 2. 


Tak więc  kocia mama  poddała się zastrzykowi z antybiotyku i oxytocyny, a jako, że szanowna owa  poprzednim razem zachowywała się nienagannie podczas zabiegu, to  tym razem pan doktor ze względu na ciepłą aurę drzwi do kliniki nie zamknął i kota niewiele myśląc a raczej nie myśląc -  spirzyła w krzaczory i tyle ją widzieli...

A dodam tylko, ze  w domu gość, kuzyn Małżona przybył więc trzeba było się pospieszyć, bo  wiecie, obiad, pogawędki, 5 lat do obgadania  i te rzeczy...  wiec z tym kotem to jak zawsze 15 minut miało być  i  po krzyku, a tu męża nie ma już godzinę - to dzwonię- myślę sobie pewnie kota nawiała...  albo wjechał gdzie do rowu...
Okazało się, że kota nawiała, i że razem  tym lekarzem i drugim we trzech nura w te krzaki i  szukają, krzaki geste, kota w kolorze  doskonale krzakowym więc  zlewająca się w 100% - no koniec.

 Ale - nie ma tego złego coby :) i  - zamiast kota mąż mój w owych krzakach znalazł zardzewiały stolik, bez blatu rzecz jasna - sam metalowy stelaż-  ale bardzo zacnej postury, i oczywista załadował go na poklad celem przywrócenia mu świetności - a dodam, ze ostatnio narzekałam, że kawy na tarasie nie mam  przy czym chłeptać, bo ten stół na setkę gości to taki i  mało przytulny i mało kawowy... a tu mówisz -masz ;)



A wracając do koty :) panowie wespół wreszcie wpadli na pomysł, żeby te kocięta przywieźć , bo jak zaczną się drzeć z głodu i tęsknoty to ona wylezie i da się schwytać.
jak pomyśleli tak też uczynili - Małżon wparował po pudło z kotami i rzeczywiście - koty zaczęły się wydzierać w pojeździe, drzwi szeroko otwarte i mamuśka - turystka  co duchu wskoczyła do naszego dyliżansu i historija skończyła się pomyślnie ;), a że wszystko zajęło prawie dwie godziny to insza inszość :)

To teraz wróćmy do owego stolika -  po kilku dniach został dzielnie ze rdzy obszlifowany i maźniety  farbką cośmy ją tam na podorędziu mieli - jedynką / to nie reklama :)/  
 




 - ale ważne jest tutaj z czego jest blacik.
Rzeczony blacik  jest zrobiony ze szczebelków od łóżka piętrowego  dziecięciów  naszych.  Owe łózko już kilkakrotnie zostało przerobione na różne sprzęta, a to na drabinę a to inne podpórki do rzeczy ważnych , słabsze części, nieprzydatne  wylądowały w kominie i zostało jeszcze parę elementów ostatnich - które posłużyły właśnie  do jego zrobienia. Biorąc pod uwagę ich wiek - czyli 20 lat - to mają dla nas wartość historyczną i uznaliśmy, że malowane nie będą. 


To tyle wyjaśnień, mam ci ja stolik meżowymi ręcami zrobiony od a-z :)

tadam !


U nas już drugi  bity miesiąc bez wolnego weekendu - gdyż spotkań rodzinnych i znajomych niekończąca się fala trwa - powstało kilka tysięcy fot - czekających na me zmiłowanie i udostępnienie stęsknionej pamiątek -   rodzince ;)  jest nadzieja na za tydzień - że będzie wreszcie  wolne - obaczymy ;) wolne od spotkań może tak, ale w kolejce czeka remont elewacji domu po zdjęciu  bluszcza, który go zniszczył dokumentnie... ale to pokażę na fotach innym razem.
  
i na koniec koteły nasze 



i takie tam roślinki


 to tyle na dzisiaj, ściskam mocno, całuję
 i do miłego !




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...