To u mnie już niemalże codzienność chciałoby się napisać, gdyby to nocy nie dotyczyło, kiedyś, jak mama mi mówiła, że spać nie może, zastanawiałam się jak to możliwe... ano teraz wiem jak to możliwe, nie śpię i już, i żeby żabami z nieba prało jak tym śniegiem dzisiaj, to nie śpię...
Jest po 2, za dużo emocji, za dużo myśli, za dużo spraw, marzeń, niemożności i co tam jeszcze można sobie w tej głupiej łepetynie upchnąć.
Zaopatrzywszy się w drugą lampkę zacnego wina w kolorze burgundowym i zagryzwszy ją czekoladą białą / takie wiecie winne late:))) i żelkami piszę co następuje...
Mam problem z priorytetami, czy też celami w życiu, nie umiem ich odpowiednio uważnić, wyróżnić, nacechować je czymś co istotne dla mnie.
Trafiłam przypadkiem na blog Elizy Mierzwińskiej, (to nie spam ani reklama) gdzie znalazłam kurs nt. sposobów owego dążenia.
Czytam też książkę pt,"Jedna rzecz" traktującą o sposobach dążenia - to bardzo dobra książka, ale jak wiadomo, warto zasmakować też innej drogi, może kompilacja tychże da oczekiwane rezultaty i moja głowina ruszy z kopyta i po właściwej ścieżce :)
Problem polega na tym, że już mam 3 lekcje do odrobienia a utkwiłam na pierwszej i pierwszym pytaniu które brzmi:
Kim jestem i w jakim punkcie swojego życia się obecnie znajduję, jaką rolę pełnię w swoim życiu... jako rodzic, żona , pracownik, szef etc
pojawił się we mnie wewnętrzny bunt, jak to mam określić, bo trzeba szczerze...
To pytanie jak i dwa pozostałe warunkują kolejne i owe w dalszej części kursu wyznaczenie sobie celów, żeby nie było, że na samym początku jest hurra optymizm, a potem jak zawsze klapa i jakieś półprodukty i półśrodki mamy na zakończenie... zwłaszcza jeśli te cele rozbuchamy do zenitu.
Ok śnieg wali wiatr wieje, piszemy dalej, chociaż... pojawiło się wyczekiwanie... ziewanie ;)
Pytanie brzmi moje tak, jak na litość Boga, mam wyznaczać sobie ważny cel. skoro nie mam, nie znajduje i nie chcę odpowiedzieć na wyżej postawione pytanie.
nastała 2.30 ok idę spać bo mi się właśnie zachciało :) jutro dokończę.
To kończę jest 19.15
Celów mam wiele, żeby nie było, ale niepoukładane, mało jasne, bez priorytetów, chodzi o cele których zrealizowanie czymś znaczącym tam w przyszłości zaskutkuje, bo tu nie chodzi o odgracanie chałupy czy uszycie poszewki na poduszkę , bo nasze bałaganiarstwo jest złym nawykiem, który trzeba zmienić i właśnie zmieniam , a uszycie poduszki to coś w rodzaju przyjemności.
Chodzi o takie zorganizowanie czasu na realizację, żeby poza zarabianiem na życie owe cele realizować małymi krokami.
Jak mawia mój wujek lekarz - człowiek całe życie się uczy (i głupi umiera:) to uznałam, że wszystko przede mną i siłę nawyku robienia wszystkiego jak koń z klapami, potrzeba przerobić na coś bardziej produktywnego, bo jak przez 5-10 lat robimy coś tak samo, to nie mamy podstaw oczekiwać spektakularnych zmian... w swoim życiu :).
moje centrum dowodzenia, mocno eklektyczne i mało modne, wszystko czarne a nie białe, ale pies to trącał ;)
To tyle, musiałam się wygadać, bo od jakiegoś czasu tylko ten wiatr w oczy, a samo czekanie, aż przestanie wiać to mi nie pomoże :)
Ciekawa jestem jak Wy sobie radzicie z tym wyznaczaniem i dążeniem, czy jednak jest tak, że niektórzy z Was mają predyspozycje do łatwych dróg i konsekwentnie wszelkie cele sobie realizują jak zamyślą, czy jednak jest to jakiś problem.
Zdjęcia są jakie są... z... telefonu, na dowód, ze jednak o tej 2 siedziałam i mazgroliłam do Was ;)
ps. odpowiedziałam na dwa pytania... sama siebie się przeraziłam :)
Pozdrawiam mocno, dziękuje za każde Wasze słowo i do następnego wpisu ;)
♥