Pewnie nic odkrywczego dzisiaj nie napiszę na ten temat, ale może przynajmniej pokrzepię kogoś na duchu, stwierdzeniem, że nasza codzienna zwyczajność może być
piękna
- jeśli tylko zechcemy w niej piękno zobaczyć,
zadowalająca
- jeśli tylko umiemy się pocieszyć czymś mało znaczącym,
miła
- jeśli tylko czujemy ciepło tego co nas otacza na co dzień,
uspokajająca i dająca poczucie bezpieczeństwa
- jeśli tylko umiemy cieszyć się z rzeczy drobnych - którymi nie ma jak się pochwalić innym.
Bo to tylko takie nasze, nieciekawe dla innych.
Bo przecież to zwyczajna zwyczajność.
Nic wielkiego, nic niezwykłego.
koty śpią, zawsze i wszędzie śpi 10 kotów
brudzą, kurzą, rzygają kłakami, znoszą na łapach ziemię z ogrodu i wszędzie, naprawdę wszędzie
są kocie kłaki
powinnam mieć darmowe rolki do odkacania przy tylu kocich sztukach :).
uszyłam nowe pokrowce na poduszki kanapowe....
już są dokładnie obkłaczone kocim kłakiem :(
Gotujące ziemniaki... no takie niby nic - nudy
kurz lata wszędzie i zawsze, nigdy nie przestaje...
Tak, firanka w kuchni przypomina, że czas na miłość :) - polecam 24/7 - bez niej wszystko jest marnością
zwykłe placki
zwykły kos za oknem podjada owoce winobluszczu
słońce sobie tańczy na ścianie
A tu cały mój świat w jednej kuli zamknięty :)
Poranne słońce przebija się prze krzaki w ogrodzie
i liście
Koty czekają za zafajdanym oknem by ktoś je wpuścił
/ te firanki były prane tuz przed Świętami ale koty uznały, że je nieco pokolorują / ...
na szaro
Bida uznała, że koleżanek nie wpuszczamy - jest foch :)
Takie zachody słońca się nieraz trafiają, aż w oczy kole ten kolor
przymrozek, chyba drugi w tym sezonie, po godzinie już było normalnie , czyli wiosna :)
Parapety w zieleni, w trzykrotce pokrzywa wyrasta niestrudzenie od ubiegłego lata :)
Zatem te nasze życie, te bez fajerwerków, wspaniałych zagranicznych wyjazdów, zapierających w piersiach spotkań, balów do białego rana i dizajnerskich knajp z wyszukanym jedzeniem- może być piękne i fascynujące - tylko dla nas - dla nikogo innego.
I absolutnie nie jestem przeciwnikiem przyjemności poza pieleszem domowym - o nie , uwielbiam spotkania z przyjaciółmi, wyjścia do knajp, wyjazdy , no balów nie lubię - ale to tam... :) - nie każdy musi, przyjemności tego typu uwielbiam i bardzo sobie cenię, ale że w życiu nie miewam ich za wiele, może dlatego sprawiają mi podwójna frajdę.
Ale zawsze i niezmiennie wracam do domu z jeszcze większą przyjemnością :)
Słyszałam historie ludzi, którzy swoje życie przeżyli głównie w swoim domu, pracując w polu, gotując obiady, a wyjście do wsi na różaniec lub wspólne gotowanie w gronie gospodyń, czy do niedzielnego kościółka, czy do miasta na zakupy było traktowane z najwyższą czcią, to były wyprawy, które w pełni zaspokajały ich potrzebę zmiany otoczenia co pewien czas.
Ci ludzie umierali szczęśliwi i spełnieni, a żyli w sposób dla nas niewyobrażalny,
dla nas rozbieganych po świecie.
Moje najpiękniejsze czasy i najpiękniejsze wspomnienia zawsze kieruję do naszej kolebki rodzinnej, do naszej wsi. Tam spędziłam szmat czasu swojego dzieciństwa i życia dorosłego i moje małe, a potem dorastające dzieci - też.
Bez fajerwerków, bez wygód, bez tego wszystkiego co teraz wydaje się niezbędne i konieczne.
A było i fajnie i kolorowo, i ciekawie i cały czas było co robić, gdzie się bawić, smacznie zjeść i
z kim pogadać :) Było się z ludźmi, było się ze sobą.
Szkoda tylko, że wtedy nie miałam takiego parcia na robienie zdjęć jak obecnie, no ale sprzęt był męża, on tym pracował, a aparaty wtedy były analogowe, zatem trzeba było oszczędnie naciskać spust.
Ale i tak chyba mamy ponadnormatywne ilości fotografii - u nas to już jest w setkach tysięcy :)
tak twierdzi mój mąż, ja uważam że przkroczyliśmy dawno już miliony
na zdjęciu stara stodoła , a obok sąsiadka mojej Babci
Tutaj, sąsiadka, moja Sas zbierająca kwiatki, krowy na łące za stodołą o stary sprzęt rolniczy
Łucja i Saskia
A tu znowu sąsiadka, Moja Ciocia z Łucją krowy które ktoś zagania z pola i pranie suszące się na sznurku w ogrodzie
Także kiedy inni wojażowali po wielkim świecie, ja siedziałam z dziećmi na wsi zabitej dechami.
I to do tych zdjęć wracam najczęściej, to te wspomnienia grzeją mi serce najmocniej.
Słuchałam potem zwierzeń przyjaciół, oglądałam ich zdjęcia i uśmiechałam się , bo cieszyło mnie to, że każdy ma inne potrzeby, inne możliwości, inne radości, a raduje nas to w równy sposób.
I powiem Wam, że warto nieraz przyhamować, wyluzować i przede wszystkim nie wstydzić się swojego zwykłego życia, każdy ma swoje, każdy ma takie jakie jest mu dane, jakie lubi
i każdy powinien z niego korzystać dopóki jest mu dane, nie czekać wyłącznie na marzenia, tylko marzyć, spełniać je , owszem, czemu nie, a pomiędzy tym, cieszyć się z tej powtarzalnej zwykłości :)