Witajcie moi mili po -
jak zwykle sporej przerwie.
Tytuł posta to specjalna dedykacja dla Anonimka co mi wytknął, że piszę od czapy - niechże więc tak będzie - zgadzam się ! bo pisarz ze mnie żaden ;).
Tytuł posta to specjalna dedykacja dla Anonimka co mi wytknął, że piszę od czapy - niechże więc tak będzie - zgadzam się ! bo pisarz ze mnie żaden ;).
Życie nieraz nas tak zaorze, że nie widzimy, nie czujemy
nawet
jak wszystko ucieka - i czas i wiosna i kwitnienia i słońce i
dni – łatwo nie jest – nie zawsze tak
bywało, nie zawsze jest pod górkę, więc nie mam co narzekać ale jak już jest ten szczyt osiągnięty –
szczyt wytrzymałości - to potem czekam
na ten moment z górki – łapię oddech i pędzę aby nadgonić ten czas stracony J
I chłonę wzrokiem łąki mniszkiem pokryte i tysiąc odcieni zielonego
i kwiaty zasadzam co by tego koloru po szarej zimie było jak najwięcej,
liczę konwalie pod swoją
sosną
i pędy winogron
i martwię się irysem co go przesadziłam i połowa nie chce
urosnąć,
a tak dobrze mu szło na początku,
ale te truskawki kwitnące i kiście porzeczek i kwaiciory rozmaite
i maliny panoszące się wszędzie
mi wynagradzają irysowa porażkę,
wtykam
nos w melisę cytrynową i majeranek i wszędobylskie oregano,
i lubczyk wyrywam i daję do rosołu,
a miętę delikatnie pocieram palcami by przez
chwilę poczuć jej zapach – zaraz rozrośnie się jak szalona i
zadławi mi wszystkie poziomki,
cieszę się jak dziecko każdym rośnięciem w swoim
małym ogrodowym zakątku.
Zaliczony u nas już pierwszy chłodnik z młodej botwiny, i
pieczenie rabarbaru do obłędnego deseru Nigelli, sam jego widok zawsze mnie
napawa radością, bo rabarbar wielbię równie mocno co truskawki które to
truskawki też już zaliczyłam przy
okazji różnych wizyt i to jest takie
wyczekane i takie przyjemne i takie małe i proste, a tak mocno cieszy.
Niemalże jak spotkanie dawno nie widzianej osoby, jednak
te zmysły smaku maja swoją porę i domagają się odmiany i każdy tam na coś
swojego czeka co lubi najbardziej.
I jeszcze kapusty z koprem nie popełniłam ale
małosolne już się robią J
i w planach powrót do pieczenia tarty z ricottą i świeżym szpinakiem i cukinią
i gotowania zupy z młodych porów;) ech –
tyle przed nami tego nowego i nie ważne że co roku to samo – to samo a jednak
od nowa.
Ale się rozmarzyłam kulinarnie - ale u nas to normalne, lubimy smaki, zapachy
i wszystko to co tak raduje w ten letni czas po długiej monotonnej zimie, która
jak wiadomo, nie rozpieszcza taką różnorodnością
- jak wiosna lato i jesień:).
Jak wspomniałam w poprzednim poście – mieliśmy różne rodzinne
spotkania, a jedno z ważniejszych to złote gody mojej cioci i wujka - było naprawdę wesoło i rodzinnie – dwa dni
pogaduszek i wyśmienitego jedzenia i oczywiście setki zdjęć - nie do przerobienia, ale są ważne bo
pozostały by móc powspominać czy to
teraz czy za miesiąc czy za lat 10 J
Nigdy nie umiem skończyć ich robić, jedynym czynnikiem
wstrzymującym jest zapchanie wszystkich kart i niemożność ich opróżnienia, bądź
wyczerpana bateria w aparacie ;) a potem
siadam z mina zrzedniętą - bo spośród
tych 2000 zrobionych ciężko się wybiera te ważne i mniej ważne – a potem
jeszcze obróbka - no i można tak i z tydzień czasu nad nimi ślęczeć, albo i
dłużej.
Dzisiaj tylko kilka z nich z pierwszego dnia- tym razem w tonacji cz-b - którą bardzo lubię zdjęci a są i moje i mojego ślubnego – tym razem oboje
robiliśmy .
Na dzisiaj to tyle, może udami się niebawem pokazać drugą część zdjęć
i pierwsze duże rodzinne spotkanie przy grillu :) w jabłonkowym sadzie :)
muszę się spieszyć bo za tydzień mamy kolejne :)