Dlaczego do wiosny? ano dlatego, że od wiosny sporo się u nas działo.
Takiej intensywności rodzinnych i przyjacielskich spotkań dawno u nas nie było, począwszy od kwietnia, nieprzerwany żadnym weekendem - maraton spotkań cotygodniowych - zakończył się w lipcu - to jak na nasze standardy - bardzo dużo. Nie pamiętam żadnego roku, który by obfitował w taką ilość spotkań.
O pierwszym pisałam już wcześniej Tu - 50- lecie ślubu mojej cioci i wujka, spotkanie było dwudniowe, a jego finał w domu jednej z moich sióstr - pięknie położonym nad jeziorem w podolsztyńskiej miejscowości, u stóp niewysokiego wzgórza.
Tam już sobie mogliśmy na luzie i niespiesznie pogawędzić i powspominać rodzinne historie :)
które za każdym razem choć wielokrotnie powtarzane wzbudzają zawsze ten sam śmiech i niekiedy łzę w oku - bo wiadomo - jednych wzrusza innych raduje - to co razem przeżywaliśmy przez te długie lata wspólnych wydarzeń:)
Jak zwykle największą atrakcją w rodzinie jest nowo narodzone dziecię , co prawda Jagoda urodziła się już ponad rok temu, ale nadal trzyma palmę pierwszeństwa bycia najmłodszą, bo na razie nowego potomka nie spodziewa się żadna z moich sióstr.
A wracając do tej pięknej rocznicy ślubu - 50 lat razem - to nie lada wyczyn w tych zwariowanych i rozchwianych emocjonalnie czasach w których żyjemy - wiele osób podejmujących decyzję o byciu razem zapomina, że takie ważne przedsięwzięcie wymaga nie lada wytrwałości i kiedy już podejmiemy tą odpowiedzialną decyzję musimy wiedzieć, że nasze małżeństwo będzie tak silne jakim je sami uczynimy. To tyko tyle i aż tyle. Co włożymy w nasz związek to i z niego wyjmiemy, ale jak wiadomo, bywa to niekiedy trudne, a recepty gotowej nie ma na to nikt.
Nie mniej jednak, patrząc na tak zacnych Jubilatów - chce się dotrwać w swoim małżeństwie do tak pięknej okrągłej rocznicy ;)
Zostawiam Was z ta małą refleksją i kilkoma zdjęciami ze spotkania.
Zdjęć, jak już wspominałam w poprzednim poście o jubileuszu powstało w sumie ok. 2000
więc jak widzicie ciężko było wybrać, jakieś idealnie oddające w pełni klimat spotkania, więc wybrałam metodą na kogo padło na tego bęc.
A kolejne nasze spotkanie odbyło się na początku maja wśród kwitnących jabłoni, więc temat kolejny będzie jeszcze bardziej wiosenny :)
aaa no i byłbym zapomniała Wam donieść, iż dziecię mi się najstarsze... zaręczyło :))
a szanowny Zięć in spe wywiózł ją by dokonać oświadczyn aż do... Australii ;)
Pozdrawiam Was mocno i do miłego
♥